Case #95 - Być nietolerancyjnym, by odszukać duchową tolerancję

 

Sylvia przedstawiła skomplikowany problem. Chciała stać się bardziej odpowiedzialna za sibie, jako rodzaj duchowej praktyki, jednak kiedy spotykała się z pewnymi ludźmi, odpychała ich, stwarzając dystans. Co więcej, naciskała na siebie, więc branie większej odpowiedzialności wyglądało, jak duszenie samego siebie. Spytałem, co obecnie czuje, odparła, że zamęt. W Gestalt zawsze chcemy konkretów, jako że ogólnikowe stwierdzenia nie przynoszą skupienia świadomości. Poprosiłem ją więc o konkretny przykład. Powiedziała o jej poprzednim znajomym, z którym weszła w interesy. Pojawiły się problemy i skończyło się to rozpadem współpracy, każdy poszedł własną ścieżką. Wymieniła kilka różnic, jakie ich dzieliło i frustrację z powodu jej znajomego. Moim celem, jak to zwykle bywa w Gestalt, była nie zawartosc, lecz dynamika w relacji. Wyjaśniła, że nie mówiła o tym nikomu, ponieważ powodowało to u niej presję, jako coach nie powinna mieć tego typu problemów, a poza tym nie chciała podsycać plotek. Na początek więc odpowiedziałem relacyjnym stwierdzeniem, rozpoznając jej wrażliwość na punkcie jej dzielenia się tym tematem. To ważne uznanie wsparcia. Spytałem ją, czy byłoby inaczej, gdyby wzięła na siebie więcej odpowiedzialności. Odparła, że byłaby bardziej tolerancyjna. To coś, co nazywamy pojawieniem się "nowej figury". W procesie Gestalt przywiązujemy uwagę do ważnych figur i czasem ta, z którą zaczynamy okazuje się nią nie być. Spytałem więc o tolerancję. Sylvia powiedziała - "Powinnam być tolerancyjna i nie forsować swojego zdania". W Gestalt "powinienem" jest zawsze kluczowym słowem - reprezentuje poziom nie brania odpowiedzialności (przenoszeniu motywacji na źródło zewnętrzne) i wskazuje na pewien rodzaj ogólnego impasu, który został wchłonięty. Istnieje kilka sposobów, by nad tym pracować. Po pierwsze, należy zidentyfikować źródło "powinności". Powiedziałem więc - "bardziej tolerancyjna, w stosunku do kogo?". To gruntuje widoczną niepodważalność impasu w relacjach. Sylvia określiła cztery źródła - ideały duchowej perfekcji, jej wierzenia rodzinne, zwyczaje kulturowe i jej własny pociąg do bycia lepszą, niż okoliczności, w których się wychowała. Mogliśmy pracować z każdym z tych źródeł i byłoby to dobre dla przyszłej pracy nad introjekcjami - przekonaniami, które zostały wchłonięte. Nie chciałem jednak zbaczać z drogi. Poprosiłem ją, by przedstawiła cztery źródła "powinności" jako przedmioty...które położyła przed sobą. Spytałem ją, co czuje. Powiedziała, że mroczne uczucie. Zasugerowałem, że tam, gdzie rodzi się chęć bycia tolerancyjnym, istnieje również potrzeba rozpoznania nietolerancji. To gestaltowskie podejście do biegunów. Poprosiłem ją więc,by umieściła w jednej dłoni tolerancję, a w drugiej nietolerancję, po czym powiedziała do każdego z czterech źródeł "powinności", że w istocie jest zarazem tolerancyjna, jak i nietolerancyjna. Pozwoliło jej to nazwać i posiąść złożoność jej doświadczenia, by być jednością w obliczu presji introjekcji. Następnie umieściłem przed nią przedmiot, który reprezentował jej byłego znajomego i zaczęciłem Sylvię, by powiedziała mu to samo. Ponownie, by skupić uwagę na figurze, poprosiłem ją, by była dokładna w opisywaniu jej znajomemu tego, czego nie chce tolerować. Wyraziła kilka jasnych stwierdzeń. Podzieliłem się, że odniosłem pozytywne wrażenie - że jej niechęć do tolerowania określonych zachowań jest psychologicznie zdrową reakcją. Czasem podczas terapii odpowiednim jest, by podzielić się własnym osądem, tak długo, jak jest stosowany w jasnej i określonej sytuacji. W tym wypadku, chciałem jej dać wsparcie z pozycji autorytetu, aceptując jej nietolerancję i dać jej do zrozumienia, że w istocie to forma brania odpowiedzialności. Co zatem pozostawało? Była zainteresowania praktyczną duchowością, zasugerowałem więc, że możemy teraz przyjrzeć się temu, co oznacza być duchowo tolerancyjnym, gdyż mamy zarysowane zdrowe psychologiczne granice. To, że była teraz w stanie panować nad swoją nietolerancją, uwolniło ją, dzięki czemu mogła ocenić do jakiego stopnia chce być toleracyjna lub nie - nie z poczucia powinności, lecz dlatego, że czuła szczerą potrzebę poszerzenia swoich granic. Angażując się, stworzyłem ten relacyjny proces, a nie tylko umożliwiłem. "Wykonałem" też nieco "pracy", zwracając uwagę na własną autorefleksję, a nie tylko prosząc ją, by wszystko zrobiła samodzielnie. To część procesu "ja-ty" w Gestalt. Dołączając do niej w tym miejscu, byłem w stanie zaoferować jej interpersonalne wsparcie, rozpoznać trudności w zlokalizowaniu prawdziwej duchowej zdolności tolerancji, w sposób, który był autentyczny i który angażował osobisty rozwój. Sylvia uzyskala poczucie wiedzy o tym, co zrobić, jak to zrobić i uzyskała czysty, jasny grunt do ćwiczenia tolerancji, jako duchowej praktyki, zajmując się uprzednio aspektem psychologicznym. To przykład na integrację psychoterapii i duchowości.

 Posted by  Steve Vinay Gunther